Stworzyć spektakl,
który miałby
potencjał odradzania się
w dokładną replikę pierwowzoru.
Będący niczym wielki mechanizm
z uchwyconymi
wszystkimi zależnościami
jego składowych.
Stanowiący maszynerię
tak uwarunkowaną,
by po jej dostrojeniu
stworzyć dzieło zamknięte
– jakby zamrożone w czasie,
gotowe nie tylko do powtórzeń,
ale i powielenia.
Tak pojęty
spektakl
rozprawia się
z głównym charyzmatem sceny
– przemijaniem.
Staje się orężem
uwalniającym Teatr od śmierci,
lokując go
w wymiarze
teraz – kiedykolwiek – zawsze!
Co istotne
to akcesorium sceniczne
uderza w najbardziej nietrwały,
a przez to zawodny
komponent teatru,
redukując element ludzki
do minimum.
Sprowadza go
do funkcji obsługi
– maszyniści,
bądź ekspresji scenicznej
– wyłącznie poprzez bycie.
Ukazuje aktora
odartego z gry,
indywidualności,
umiejętności,
artyzmu,
istniejącego jedynie
swą cielesną powłoką.
To rola
dla każdego,
bez kompetencji,
bez opracowania,
poza procesem
przygotowań,
stąd
do zastąpienia
od zaraz.
Co za wyzwanie!
Istna rewolucja!
Mój postulat spełniony!