Images are copyrighted by their respective owner and you don’t have permission to download them. Grafiki są chronione prawami autorskimi,nie masz pozwolenia na ich pobieranie.

Close

IMPERIUM CIENIA

To mój najważniejszy i najbardziej rozbudowany spektakl. Praca nad nim zajęła mi ponad 3 lata. Powstał on w całości na scenie, bez gotowego scenariusza, stanowiąc uosobienie czystej scenicznej kreacji. To w pracy nad nim skrystalizowała się w pełni moja koncepcja „Teatru Obłędu” z metodą gry aktorskiej określanej jako „Obłędu łańcuch wcieleń”. Rozbudowana sfera wizualna spektaklu skupiła 11 obiektów i urządzeń ukazując zniewalające połączenie ciała i maszyny na scenie. Ujarzmione siły światła i ciemności wprzęgnięte w rozgrywkę przyniosły kilka scen o wyjątkowej sile sugestywności i wizji. Moja bardzo drobiazgowa ingerencja w każdy aspekt spektaklu zamknęła aktora w precyzyjny „gorset choreografii zachowań”, tworząc rodzaj żywej marionety. Wiązało się to z ciężką i wyczerpującą pracą, co odbijało się na obsadzie, wymuszając nowe uzupełnienia. Sprawiło to, że końcową obsadę wyłoniłem z ponad 550 osób. Praca nad tym spektaklem niewątpliwie mogłaby stać się tematem pasjonującej książki.Premiera miała miejsce 28 kwietnia 1993 roku w „Teatrze Sytuacji” w Krakowie.

Uzupełnieniem spektaklu jest katalog: Dariusz Gorczyca „Imperium cienia”, Teatr Sytuacji, 1993 (to 76 stron ze spisem zdarzeń, tekstami teoretycznymi, rysunkami i zdjęciami).

Muzyka: Tadeusz Kassatti.
Obsada: 15 osób.
Czas trwania: 80 min.

Zdjęcia powstały we współpracy z Dorotą Łacek-Gorczycą.

Zamieszczone poniżej sytuacyjne szkice sceniczne pochodzą z katalogu: Dariusz Gorczyca „Imperium cienia”, Teatr Sytuacji, 1993.

PROLOG

Pojawiam się jako pierwszy.
Mój przeciwnik opóźnia się nieco.
Jego ostentacyjne nadejście (1).

Przybywa też GŁÓWNY ARBITER GRY – rozdanie pionków (2).

Rozpoczynamy.
Zdobywam przewagę.

Próba zastraszenia mnie kończy się niepowodzeniem.
Dopiero inny „ruch” IMPERATORA niespodziewanie przerywa grę.

Z inicjatywy rywala zmieniamy dyscyplinę.
Na jaką? – trudno precyzyjnie określić. Jest w niej niewątpliwie coś spirytualnego – ostatecznego.

Naszej grze towarzyszy zdumiewająca zależność pomiędzy „bitymi” pionkami, a pojawiającymi się na scenie osobami. Sprawia to, że formujące się dwa orszaki powoli przybliżają się do nas.

Partia pozostaje nierozegrana.

Pragnienie IMPERATORA kontynuowania rozgrywki zaspokajam inną propozycją PRZENIESIENIE GRY Z SZACHOWNICY NA SCENĘ. Najwyższy przecież czas rozpocząć spektakl tym bardziej, że w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach doszło do podziału aktorów na dwa składy, przeciwne zespoły.
Rozróżnienie na kolory z szachów przenika na scenę określając siły, którymi przyjdzie rozegrać nam spektakl.

I.

Rozpoczynam wprowadzając do gry postać platonicznego ADORATORA.

Przybywa wwożąc obiekt swych późniejszych zabiegów – tajemniczą CZARNĄ FIGURĘ OBLUBIENICY.

Całą uwagę i wrażliwość ADORATORA pochłania kształtowanie własnego wizerunku lubej. Powstaje on w zupełnym oderwaniu od niej samej – zapomnianej, ukrytej pośród załamań i fałdów szaty rzeźbionych jego dotykiem.

Mniej więcej w tym momencie na scenę wkracza WYSŁANNIK IMPERATORA – jego pierwsze posunięcie.

Z wyczuwalną ironią i wzgardą odnosi się on do poczynań kochanka – wizjonera.

Apoteoza – dzieło skończone – FIGURA MADONNY zostaje zwieńczona. Fakt ten wyzwala błyskawiczną i brawurową reakcję, jeszcze przed momentem biernego szydercy – oponenta (3).

Kształtowany z takim pietyzmem obraz WYBRANKI, pada w jednej chwili obnażony.

Teraz zdarzenia biegną lawinowo. Radykalnie inna opcja wykorzystania lubej – GWAŁT (4).

Na to – przez omyłkę – wkracza inna postać. Rezultat poczynań osoby zwanej odtąd GWAŁCICIELEM odciska swe piętno i na nim – zdradzając tym niemal symboliczny związek z jego bezpośrednią ofiarą. To jego niefortunne wejście zapadnie w nim głęboko, dając o sobie znać w dalszej części spektaklu. Objawiać się to będzie ciągłymi problemami z tą samą, jakże krępującą sferą bytowania.

Jest jeszcze jedna ofiara tej brutalnej ingerencji, to ex kochanek – świadek całego zajścia. Sparaliżowanego strachem odnajdujemy go wciśniętego w kąt sceny, okrutnie bezradnego.

Konsekwencje swego ruchu wykorzystuje IMPERATOR. Sycąc się jego skutecznością zamyka niedawnego ADORATORA w wehikuł NIEUSTANNEGO OBSERWATORA – jego nowe wcielenie.

Pomimo całkowitego spełnienia, postać głównego triumfatora tej sceny nie wydaje się być w zwycięskim nastroju.

Przeczuwając coś, posyłam do niego figurę FACHOWCA RZEMIOSŁ RÓŻNYCH, aby rozeznał sprawę na miejscu. Jego przesadnie skrupulatne pomiarowo – obliczeniowe czynności, zdradzają nieco moje intencje.

Tak oto za sprawą GWAŁTU moja i IMPERATORA uwaga skupia się wokół dwóch figur: OBSERWATORA i GWAŁCICIELA. Oni to pozostaną odtąd w bezpośredniej sferze naszych starań o pozyskanie ich na stronę przeciwną.

II.

Po niepowodzeniu w scenie I wkraczam zdecydowanie wwożąc – zamaskowane w czerń zasłon – kuby zestawione w parę.

Na scenie pojawia się jeszcze jedna sekretna forma, ta jednak znacznie bardziej „ruchliwa”. Wyraźnie jej zawartość nie zdaje sobie sprawy z mizerności ich azylu jak i naszej tutaj obecności (5).

Moja drastyczna interwencja i rozdział tego co przed chwilą stanowiło jedno. Za jego to sprawą ujawniam dobrze znaną nam już postać (zastanie go zresztą w tej sytuacji nie jest dla nas bynajmniej zaskoczeniem). Druga, jest figurą nową – nie wydaje się to jednak być istotnym.

Jest już prawie pewne, że właśnie oni wypełnią sobą wnętrza tych tajemniczych brył.

W ten sposób dochodzi do odsłony MASZYN SUMIENIA. Skutek ich działania – miażdżący napór – wyciska swe piętno na obliczach tych dwojga (6).

Tak powstaje mój ADAM i EWA. Odkształceni, oszpeceni – za swe przewinienia cierpią udrękę. Ta ich wspólna niedola sprawia, że stają się sobie bliżsi. Nadaje cierpieniu inny wymiar.

Ich odejście, jak wygnanie…

III.

Z mojego rejonu ze swym wielkim metafizycznym bagażem, ostatkiem sił dopada sceny kolejna figura, PIELGRZYM. Nasza scena to jego Golgota. Gotowy do ofiary, poszukuje jak najlepszej formy jej spełnienia.

Z przeciwnej strony swoje nadejście oznajmia inny WĘDROWIEC – ze swym jakże odmiennym plecakiem. Postać ta już wcześniej dała się nam poznać. Stąd też trudno się dziwić, że to właśnie jej w udziale przypadła ta misja. Mimo iż bagaże wędrowców zdradzają jedynie same rozbieżności, to postaci te łączy pewne podobieństwo. Jest nią cierpienie, a ściślej jego chwila (7).
I chociaż bodźce biegną tu z diametralnie różnych ośrodków, ich efekt – grymas, gest jest podobny, wspólny. Nie to jednak wpływa na ich zbliżenie. Siłą tą jest odmienność, tak rodzi się POKUSA ZAMIANY.

Dylematowi temu towarzyszy próba spasowania – PIERWSZA PRZYMIARKA. Stąd też pojawia się nasz MODEL, w ten sam sposób w jaki przed chwilą opuścił scenę (tak jakby w międzyczasie nic się nie zdarzyło, jakby fakt użycia maszyn sumienia w ogóle nie miał miejsca).

Tuż za nim, nadchodzi FACHOWIEC RZEMIOSŁ RÓŻNYCH przynosząc moje konkretne zamówienie. Wygląda ono rzeczywiście imponująco, natomiast trudno określić dlaczego nie pasuje – zwłaszcza, że przecież rozmiar dokładnie się zgadza. Najwyraźniej nie o fizyczny wymiar tu idzie.

Tą niezawinioną niezgodność kompensują całkowicie inne pomiary – czyżby nowe zamówienie?

W tym czasie WIECZNI TUŁACZE przekonują się na własnym przykładzie, że zamiana bagaży nie niesie z sobą przemiany ich obecnych posiadaczy. Wraz z nią, nie wyzbywamy się naszych przyzwyczajeń, zachowań, postaw. Fakt ten jeszcze bardziej komplikuje – przecież i tak już niewesołą – ich sytuację.

Na scenę niepewnie przenika figura kobieca. Nie jest to jej debiut, znamy ją już z jej oficjalnego wcielenia. Tym razem wydaje się być incognito. Spłoszona obecnością innych na scenie, podchodzi na jej skraj. Tu „bezpieczna”, rozpoczyna swój ekscytujący obrzęd. Jej doprawdy ostre pieszczoty stają się rodzajem MASAŻU POCZUCIEM CIĄGŁEGO ZAGROŻENIA. Wymaga on od stosującej go wielkiej wprawy i dyscypliny, przynosząc w zamian wiele satysfakcji (8).

W jednej chwili scenę przebiega UROCZA DZIERLATKA, tocząc przed sobą rekwizyt swej niefrasobliwości. I tak jak szybko się pojawiła – znika, pewnie powróci tu jeszcze…

Odchodzą również „odmienieni WĘDROWCY”.

OBSERWATOR korzystając z chwili czasu, oddaje się drobnej naprawie swego sprzętu. Właśnie przy tej sposobności między nim a MENADĄ Z NOŻEM wywiązuje się niezręczna dla niego relacja. Ona to ujawnia brutalną prawdę, że i w tej dziedzinie może on szukać spełnienia tylko w oparciu o siebie.

Scenę opuszcza OSTRA DZIEWCZYNA, stając się jakby precedensem zapowiadającym inne nie mniej ostre – z tym, że bardziej dramatyczne w konsekwencji – zdarzenie. Na razie jeszcze nic na to nie wskazuje.

IV.

Z końca powoli ku przodowi podjeżdża obiekt zwiastujący intymność i sakramentalność sceny następnej. Już swą formą budzi respekt – taki osamotniony, wyczekujący…

A oto główny zainteresowany, jeszcze jakby nieco przerażony wizją swego uczestnictwa w… Jemu ku pomocy oddelegowuje METAFIZYCZNEGO PIELGRZYMA teraz znajdującego zastosowanie w roli DUCHOWEGO DOZORU – ANIOŁA STRÓŻA.

Z jego wsparciem doprowadzam figurę GWAŁCICIELA do aktu skruchy jakim bez wątpienia jest WYZNANIE WINY – SPOWIEDŹ (9).

Niedowierzający temu OBSERWATOR, szuka potwierdzenia tego stanu rzeczy w treści wypowiadanych słów, dopuszczając się podłego uchylenia ich tajemnicy.

Zupełnie niespodziewanie, niczym w sennym koszmarze przestępcy, ofiara wraca by wziąć na nim odwet. Lęk ten właśnie się urzeczywistnia, KONFESJONAŁ – DYBY.

Niedawno ZHAŃBIONA, przeistacza się teraz w MEGIERĘ, wyraźnie rozkoszując się tą zamianą. Ich ostatni kontakt.

Brawurowe wkroczenie żołdaków, zdradza zainteresowanie tym aktem zemsty kogoś jeszcze. To co wnoszą zdecydowanie odmienia funkcję konfesjonału.

Przybywa też prowodyr owej przemiany – teraz występujący w roli dyrygenta. Drobne jego wprawki przed zasadniczą częścią ceremoniału.

Przygotowania zakończone – rusza więc ostrze w maszynie kaźni (10).

Wszyscy pochłonięci wymierzaniem kary nie spostrzegli, że mimo tylu wysiłków, przekształcenia konfesjonału w gilotynę nic w istocie nie zmieniło. GILOTYNA dalej pozostaje jedynie inną formą zobrazowania tego samego procesu. Sprawia to fakt utraty maski samej w sobie będącej rekwizytem fałszu, obłudy i zakłamania. Jej odrzucenie to jednocześnie wyzbycie się wszystkiego co było jej udziałem. Jest więc rodzajem oczyszczenia, stanowiącego przecież istotę każdej spowiedzi.

Nie odkrył tego IMPERATOR, zwabiony okrucieństwem nowego ceremoniału, ale i możliwością skarcenia swego pionka – RENEGATA za przejaw kolaboracji.

Już po wszystkim. Nasza SALOME zbiera teraz obfity plon swej wendetty.

Skazaniec o własnych siłach podnosi się z klęczek. Prawdziwy owoc egzekucji – nowe oblicze – gotowe by kształtować je od początku, raz jeszcze.

V.

Na drodze do opuszczenia przez niego sceny staje jego DUCHOWY PROTEKTOR.

DRUGA PRZYMIARKA w jego obecności ujawnia wewnętrzny wzrost (11).
Jest on jednak niewystarczający, by figura GWAŁCICIELA mogła spełnić rolę do jakiej predestynuje go ów rekwizyt.

Werdykt powrotu na scenę i kontynuowania rozpoczętego dzieła.

Przygotowaniom do jego kolejnej fazy towarzyszy pojawienie się grupy NIEWIAST, z których dwie wnoszą figurę trzeciej. Odstawiona zachowuje swą posągową sztywność – jakby zastygła w kontemplacji.

CELEBRACJA NAKRYCIA STOŁU OFIARNEGO stanowi tło dla czynności pokutnych GWAŁCICIELA. Wybrał on chyba jedną z najbardziej drastycznych form zadośćuczynienia za wyrządzoną krzywdę.

SAMOUBICZOWANIE – pełna bólu oznaka żalu i pokory (12).

Zaniepokojony o przebieg przygotowań, wpada na scenę STRÓŻ – OPIEKUN. Upewniwszy się, że wszystko jest na swoim miejscu – odchodzi – z ulgą.

Pojawia się też nowy dźwięk, odgłos maszyny do pisania. Dzieje się tak za sprawą mojego posunięcia, nadającego teraz sytuacji OBSERWATORA pewien „praktyczny” wymiar. POWOŁANIE POETY stanowi tu jedynie paliatyw.

Wszystko z wolna zmierza do nowej ceremonii. Właśnie na przodzie zasiada IMPERATOR. Przybywa też ochrona uroczystości – pikinierzy. Oczekujemy już tylko na jej głównego bohatera.

Jest – pojawia się w swym „ciężkim przyodziewku”, szczelnie skrywającym jego tożsamość. Kroczy z trudem w asyście FACHOWCA RZEMIOSŁ RÓŻNYCH pełniącego tu dodatkową funkcję. Jednak nawet na moment niezapominającego o swej głównej profesji.

SCENA WYNIESIENIA – odbywa się przy wydatnej pomocy tu zgromadzonych.

Droga na szczyt wydaje się być nader trudna.

MOMENT OTWARCIA – chwila ujawnienia. Oczom naszym ukazuje się efekt moich kolejnych posunięć, spełniony mój zamysł.

Oto on – GWAŁCICIEL – figura mroczna, teraz wypełniony światłem jawi się jako ODKUPICIEL naszego spektaklu. W pełni dojrzały do spełnienia tej roli (z koroną na skroniach) cudownie przemienia to miejsce cierpienia w OŁTARZ ODKUPIENIA – jak kiedyś (13).

Wywołuje to nagłe poruszenie zastygłej dotąd figury. Jej matczyny taniec boleści jest jakby dowodem autentyczności tejże ofiary.

IMPERATOR – całkowicie zaskoczony – z trudem maskuje swe przerażenie.

Już wie jak zakończy się dla niego URZĘDOWY ODBIÓR przez GŁÓWNEGO ARBITRA mojego posunięcia – moje ,,bicie” (14).

Pozostawiony sam wpada w FURIĘ, co przy jego impulsywności prowadzi do radykalnych rozwiązań, w rezultacie jednak całkowicie nieskutecznych.

Wycieńczony szałem spostrzega OBSERWATORA, figurę do której wszechobecności tak przyzwyczailiśmy się, że prawie zapomnieliśmy o nim. On to ukazuje się teraz, jako jego jedyna szansa na szybkie wyrównanie wyniku.

VI.

Pojmując doniosłość tego posunięcia, IMPERATOR rezygnuje z wyręczania się pionkiem – figurą niepewną. On gracz, sam wciela się w odrzuconą postać DOMOKRĄŻCY, wędrownego natręta handlującego towarami dziwnego pochodzenia. Właśnie widzimy go sunącego tanecznie z zasłoniętym obiektem swych nagabywań. Co skrywa się pod? – tego możemy się wyłącznie domyślać z jego gestów wskazujących zastosowanie, zachwalających walory towaru.

OBSERWATOR czując podstęp, stara się – za wszelką cenę – odwrócić uwagę od natręta, koncentrując się na pisaniu – jego jedynym ratunku. Z każdym uderzeniem czcionki przychodzi mu to coraz trudniej.

Końcowa odsłona niweczy wszystko, godząc OBSERWATORA w najczulsze miejsce.
Tak ujawnione zostaje ŁÓŻECZKO – ZASADZKA PERWERSJI.
Ostatnie dociągnięcia. Nieudana próba ucieczki przeradza się w desperacką obronę (15).

To co było dotąd jedynym ujściem zamkniętego poczuciem winy instynktu miłości – staje się w jego rękach żałosną bronią. Kolejne papierowe kule jego poezji lecą w stronę rozbawionego taką reakcją IMPERATORA – intryganta.

Jego rola spełniona: na przodzie sceny pada umęczone ciało OBSERWATORA. Furia obrony przyniosła mu wyswobodzenie z więzów wehikułu bierności.

Teraz dopiero widzimy ile wysiłku kosztował IMPERATORA ten aktorski popis. Cóż, wszystko jednak idzie po jego myśli, ukryciem rowerka odcina odwrót leżącemu.

VII.

Wchodzę majestatycznie w towarzystwie pozyskanej figury NEOFITY. Zbliżamy się ku krawędzi sceny. Tu rozkładamy prześcieradło w pionową zasłonę bieli. Zastygając w bezruchu, oczekujemy.

Zjawia się ona – OBLUBIENICA jakby zwabiona światłem.

Jej pierwsze muśnięcia kuszącej nieskazitelnością bieli, przeradzają się stopniowo w coraz intensywniejszy z nią kontakt (16).

Widok ten porusza OBSERWATORA identyfikującego się z taką właśnie wizją namiętności.

Wzbierające doznania prowadzą tymczasem postać po drugiej stronie prześcieradła do niechybnego spełnienia.

Odkrycie tego z miejsca odrzuca OBSERWATORA powodowanego teraz bez reszty przez swoje zahamowania i fobie. Spostrzeżenie zaś mojego partnera, wynurzającego się zza prześcieradła – rozbija go zupełnie.

Na scenie dokonują się DZIWNE ZAŚLUBINY.

W ten sposób tracę jakiekolwiek panowanie nad OBSERWATOREM. Mój wysłannik – ostatnia szansa na jego ocalenie – przybywa cokolwiek za późno.

VIII.

W spektakl wkracza nowa siła – uosobienie całego nieszczęścia.

ONA – DAIMONION – uzbrojona Poczuciem Winy, wyolbrzymiona Trwogą – morderczy ANIOŁ ZATRACENIA, nadchodzi, zbliża się miarowo. To już nie zhańbiona była oblubienica – ofiara jego indolencji i strachu – to symbol.

POCAŁUNEK ŚMIERCI przeradza się w dotkliwą pieszczotę (17).

Trucizna duchowa działa.

Napad katapleksji wyzwala ATAK PRZEŚLADOWCZYCH WIZJI OBŁĄKANEGO UMYSŁU OBSERWATORA.

Scenę nawiedzają jego widma zniewolonej kobiecości objawiające się pod dwoma postaciami. To dwie opcje zachowań prezentowane przez: TRWANIE W OSTENTACYJNEJ OBŁUDZIE oraz PRZYMUS UCIECZKI W WIECZNĄ ŻEGLUGĘ (18).

Próba ratunku przedsięwzięta przez STRAŻNIKA WEWNĘTRZNEGO PORZĄDKU sprowadza na niego nieszczęście. Obłęd niczym zaraza dopada go akurat w chwili, gdy nieopatrznie pozostawia swój bagaż – gwarant bezpieczeństwa.

Obłąkanie wyraźnie nabiera cech opętania RUSZA SPIRYTUALNA KARUZELA WCIELEŃ.

Dopiero ja, z moją ŁAPKĄ EGZORCYSTY przynoszę ukojenie, w bezlitosny sposób ratując nieszczęśnika z krańcowej opresji (19).

IX.

Kolejne otwarcie ukazuje postać WĘDROWCA – ANTAGONISTY. Znowu są razem. Wyzwolony z ciężaru plecaka, przejawia nowe wyczulenie – powód kolejnych problemów. Próba ich ukrycia przynosi jedynie ich stopniowe nasilenie.

Ulgę sprawia dopiero wypróżnienie – ślepy rzut losu i próba jego podsumowania. Co za paranoja!

Na tym nie koniec. Za moment na scenie zawirują DWIE DZIEWCZYNKI, połączone podejrzanym związkiem pełnym wdzięku.

Propozycja zabawy wygląda niewinnie i zachęcająco. Trwa to jednak niedługo. Do głosu dochodzą zgoła odmienne zapędy. Nowy podział ról i polowanie.

Jakby nie dość tego, swe nadejście oznajmia FACHOWIEC RZEMIOSŁ RÓŻNYCH. Widać szaleństwo spektaklu nie ominęło i jego. Nowe dzieło – powstałe w całości z jego inicjatywy – super korona cierniowa. Ona to, na biodrach jego asystentki (DZIERLATKA Z KÓŁECZKIEM) staje się źródłem realnego niebezpieczeństwa (20).

Co prawda, w pierwszej chwili wybawia ona ofiarę okrutnej zabawy przed niechybnym zakatowaniem, aby później nieść postrach całej grupie.

Sklecona w pośpiechu BARYKADA staje się dla nich jedynym schronieniem.

Nie znajduje za nią – swego bezpiecznego miejsca – nasz FACHOWIEC, dotknięty obecnie szaleństwem tańca z wymierzaniem. Nagłe z niego ocknięcie, przychodzi dopiero wraz z kolcami wirującej super – korony, teraz skierowanej przeciw swemu twórcy.

X.

Niegodziwca z opałów wybawia nieoczekiwane zdarzenie – SAMOBÓJCZE POWIESZENIE OBSERWATORA.

Ono to raptownie kończy jego żywot, stając się dla mnie utratą przewagi. Fakt ten, oficjalnie wszem i wobec oznajmia właśnie GŁÓWNY ARBITER – SĘDZIA SPEKTAKLU.


R E M I S.

Niewyjaśnione do końca pozostaje nadal tło tego „wypadku”. Możliwe, że odpowiedź na to pytanie znajduje się na zatkniętej w maszynie do pisania kartce – testamencie denata.

Na rozwikłanie tej zagadki odważyła się jedna z postaci zza barykady. Przezwyciężając bojaźń – dopada prawdy i … (21).

Jej dramatyczna reakcja ośmiela całą resztę, dbającą jednak skrupulatnie o równe partycypowanie w ryzyku.

Wspólna lektura kartki wywołuje istną panikę.

Dopiero wtargnięcie siepaczy przywraca porządek – zwiastując DOGRYWKĘ.

XI.

Z jej to powodu nadchodzą GŁÓWNY ARBITER, MÓJ PRZECIWNIK i Ja.

Puszczona zostaje MACHINA GRY – ŻYWE KRĘGLE. Tu każdy ma swoje miejsce, swoją rolę (22).

Kolejno oddawane rzuty znacznie pogarszają stan IMPERATORA. Jego siły najwyraźniej przewidziane były do planowego rozstrzygnięcia gry. Dogrywka zaś staje się ich kresem. Co innego pionki, zawsze gotowe, zawsze do dyspozycji.

Tą szaloną dogrywkę kończy drugi upadek IMPERATORA – JEGO ZEJŚCIE.
Tak odchodzi najważniejsza figura w Mojej Grze Wyobraźni. Megaloman, którego rozbuchane ambicje wyrwały z pozycji pionka. Pragnąc starcia ze mną ustanowił się graczem. Mając ku temu inklinacje i sposobność, ten parweniusz podniósł się do wymiaru RZECZYWISTEGO RYWALA.

Tu jednak dopadł go czas powoli wysysając z niego życie. On to pokonał go bez mojego w tym udziału. Jego czas okazał się być partią naszego spektaklu. Tyle bowiem trwa jedno wcielenie pionka. Z tym, że on może mieć ich wiele. My mamy tylko jedno – nasze życie. A w nim nie możemy liczyć nawet na dogrywkę.

XII.

Zdegustowana takim obrotem spraw, z pogardą dla „postawy” IMPERATORA, opuszcza scenę Pani GŁÓWNY ARBITER.

Śmierć IMPERATORA przynosząc kres naszej grze – wyswobadza pionki. Bezpańskie, wyzwolone z ról jakie przyszło im pełnić w tym spektaklu, ukazują teraz własną, prywatną małość i bezosobowość.

POCHÓWEK WISIELCA (23) – odczytanego przez swych pobratymców, jako symbol całkowitego i bezwzględnego wykorzystania pionka – zostaje przerwany, przez jego spóźnione ocknięcie się z roli.

Moje nadejście udaremnia dokonywaną na IMPERATORZE grabież.

EPILOG

Zostajemy sami, niedawni przeciwnicy stanowimy teraz jedno.
Unoszę Go.
Odchodzę,
zatapiając się w WIELKI SKŁAD pozostawionych obiektów mojej sztuki. Wykorzystanych, opuszczonych, wyczekujących w tej STREFIE CIENIA – miejscu ukrytym, zapomnianym. Tu wszystko czeka na zmartwychwstanie, na ponowne powołanie do światła sceny – odrodzenie w spektaklu (24).
Tam pośród jego elementów jest ONA, STRÓŻ – CERBER broniący dostępu do tej KRAINY SCENICZNEGO NIEBYTU.

Z niego to, już tylko jedna Postać wyłoni się jeszcze…