W trakcie pracy nad spektaklem
pojawiło się to właśnie określenie.
Nie dotyczyło jednak jego aktorskiego wymiaru,
ale odnosiło się do rozgrywki
– starcia o charakterze rywalizacji,
mierzenia się.
Zastanawiająca jest pojemność znaczeniowa tego określenia.
Mnie jednak intrygowało najmocniej jego znaczenie w relacji
GRAĆ NA SCENIE.
Uwagę mą przykuł aspekt gry
ujęty w pojęcia:
manipulowania,
domniemania,
zderzenia koncepcji,
strategii,
próby analizy przeciwnika.
Wszystko to na żywo,
w ruchu,
z posunięcia na posunięcie.
Ujawniane nowe okoliczności,
nieprzewidziane komplikacje
sprawiają,
że upadają jedne warianty,
a w ich miejsce muszą powstać nowe.
Tu nic nie można przewidzieć,
a każde niedopatrzenie mści się okrutnie.
Znalazłem w tym doskonałą dramaturgię,
rosnące napięcie,
komplikującą się akcję,
stan ciągłej niepewności
i finał.
Wszystko to,
co powinien mieć mój spektakl.
Pojąłem też,
że taka definicja gry
dotyczy i mnie samego.
Do niej bowiem
sprowadzają się moje powinności
jako autora spektaklu
powstającego na scenie,
z próby na próbę,
według ewoluującego zamysłu.
Z tym,
że proces ten przebiega – we mnie.
To moja Wyobraźnia
jest tu motorem nowych posunięć.
Analiza,
wrażliwość
i artystyczna intuicja
weryfikują jej poczynania,
konstruując zamykają
w konkretne realia sceniczne.
To gra perfidna
– mnożąca możliwości,
dająca szanse istnienia tylko najlepszej,
pozostałe uśmiercając przez wybór.
Jest to jednak mój proces podskórny, wewnętrzny,
nie nadający się w tej formie
do ukazania na scenie.