Naszą nadrzędną
powinnością w życiu
– jest związanie się z kimś
Wszyscy pragniemy
spotkać na swojej drodze
ową „drugą połowę”
to idealne zestawienie
„gwarant” na dalszą
wspólną szczęśliwość
Jednak jaką przyjąć miarę
w weryfikacji
nadarzających się
możliwości
– jeśli się pojawią
Czy ma nas łączyć w jedność
– person bliskie pokrewieństwo?
Czy może uzupełniać
przeciwieństwo obu?
A może zamiast analiz
poddać się impulsowi jedynie?
To dylematy odwieczne
ale jak wielu było ich
pozbawionych
Już pierwszy Adam
nie dostał od Stwórcy
żadnego wyboru:
miał tylko jedną propozycję
i to nie do odrzucenia
Skończyło się jak się skończyło
co zresztą o Wszechmocnego
wiedzy matrymonialnej
najlepiej nie świadczy
– mówiąc oględnie
bo ponoć było jeszcze gorzej…
(czego dowodzi przemilczana
historia Lilith)
A gdyby Najwyższy
poszerzył ofertę
stwarzając więcej
Adamów i Ew
jak chociażby
zrobiło to malarstwo
na przestrzeni wieków
To mając taką możliwość wyboru:
Może Adam z ołtarza Van Eycka
byłby szczęśliwszy z Ewą
pędzla Van der Cleve?
A Ewa Cranacha z Uffizi
znalazła spełnienie
w ramionach Adama Memlinga?
Zaś Adam Goltziusa z 1616
najlepiej pasowałby do
Ewy Rubensa z Prado?
Kto wie…
Może wtedy zaślepieni uczuciem
wpatrzeni tylko w siebie
nie dostrzegliby zewnętrznych pokus
a wtedy cały Raj
dalej należałby
do nas
P.S.
Choć wystarczyłoby
żeby dzięki temu
nasze ziemskie bytowanie
stało się bardziej znośne