Nieodłączny nasz towarzysz
poprzez Światło,
zawsze względem Niego
– przeciwległy.
Z nas zrodzony,
w nas zakotwiczony
– niezdolny do samodzielności.
Przetransponowany,
karykaturalny
obraz naszych cech osobowych.
Naciągnięty w płaszczyznę
kontur
– przejaw naszego istnienia.
Między Nim a Światłem
– my.
Ten mariaż trojga
to związek wielu relacji.
W odejściu od Światła
– On prowadzi nas pierwszy,
gdy ku Niemu zmierzamy
– ociąga się, wlecze z tyłu.
Jaki bojaźliwy,
gdy źródło Jasności umieścić wysoko.
On skurczony, przycupnięty
kładzie się u naszych stóp.
Ale tylko zacznijmy Światło to obniżać,
a ujrzycie jak się rozrasta, rozwleka,
jak ponosi go coraz dalej
– w głąb.
W zależności od Światła:
ostry w obrysie, intensywny w czerni
– gdy Ono silne i ostre,
rozmyty brzegiem, wyblakły wnętrzem
– kiedy rozproszone.
Nieuchwytny,
zmienny,
żywy
istnieje w ciągłej walce
– ze Światłem.
Cofający się przed Świtem,
pokonany przez Południe
– wyczekuje by triumfować
ze Zmierzchem.
Wtedy to wyłazi
spod przedmiotów i osób.
Rozlewa się
łączy z innymi,
powoli zalewając
pozostałe jeszcze wysepki Światła,
aż do całkowitego zjednoczenia
w IMPERIUM CIENIA
– Ciemność Nocy.
Teraz wszystko należy do Niego.
Utraciwszy swoją wymierność
– nadaną przez Światło,
staje się
jedną nieprzeniknioną czernią,
gęstą od niepewności,
jak spacer przez mrok
– niebezpieczną,
aż po pierwszy promień
tej nieustannej,
wiekuistej walki,
o której dawno już
zapomnieliśmy.