W mojej praktyce teatralnej,
wraz z kolejnymi realizacjami,
coraz bliższa była mi idea
uczynienia ze spektaklu
dzieła zamkniętego,
w pełni zdefiniowanego.
Widać to szczególnie
w „Imperium Cienia”,
gdzie moja ingerencja
w każdy aspekt spektaklu
stała się
na wskroś drobiazgowa.
Dotyczyło to także
aktora,
którego zamknąłem w ścisły
gorset choreografii zachowań
skrojonych na miarę
ucieleśnianej postaci.
To tutaj
wnikliwie określony został
każdy element
aktorskiej ekspresji scenicznej
(z ruchem gałki ocznej łącznie),
przekształcając aktora
w swoisty wzorzec postaci
– „modela mojej wyobraźni”.
Dobitnie ukazują to
sceny solowe:
„Obłędu łańcuch wcieleń”
czy „Pieszczota ciągłym zagrożeniem”.
Jednak koncepcja ta
wiązała się
ze żmudną,
długotrwałą
pracą z aktorem.
Takie podejście
stało się moim utrapieniem,
zwłaszcza w kontekście
wymagającej uzupełnień,
dekompletującej się
trupy teatralnej.
Miało to miejsce nader często
w mojej ponad trzyletniej
pracy nad „Imperium Cienia”.
Z drugiej strony,
spektakl ten
uświadomił mi,
jak wielką siłę oddziaływania
posiada
wprowadzona na scenę
maszyna – obiekt,
zwłaszcza poprzez
zniewalające powiązanie
uwikłanego w nią aktora.
On to
próbując przezwyciężyć
narzucone przez przedmiot
ograniczenia,
animuje go
– unaoczniając korelację.
I to właśnie ten mariaż
staje się nośnikiem przekazu,
atrybutem
tworzącym sceniczną postać,
paradoksalnie czyniąc z maszyny
„obiekt psychologiczny”
– emblemat mojego „Teatru Obłędu”.
Opisany związek
zachodził na scenie.
Natomiast
siłę ekspresji obiektu jako takiego
dowiodły jego samodzielne
pokazy w galeriach.
Okazało się,
że i w tym kontekście
nic nie traci on
ze swojego, przekazu
gdyż jak pisałem:
„nie potrzebuje aktora by znaczyć”.*
Wszystkie powyższe
obserwacje i refleksje
zrodziły we
coraz bardziej nurtujące pytanie.
A gdyby tak
wyeliminować aktora
– w zamian główną figurą na scenie
czyniąc obiekt?
Taki spektakl
byłby bronią uderzającą
w efemeryczność teatru,
którą jako plastyk
tak silnie odczuwałem
– tworząc przecież
realizacje
czas pokonujące.
Zresztą,
mój teatr,
który już utożsamiał
rodzaj instalacji na scenie,
teraz miałby szansę
stać się nią
par excellence.
* z tekstu: Dariusz Gorczyca
„Maszyna – obiekt psychologiczny”, 1992